poniedziałek, 28 lutego 2011

Marcin Nowacki: Chcę wrócić do ekstraklasy

Od ponad 10 lat to najlepszy eksportowy piłkarski „towar” naszego miasta. Marcin Nowacki jeszcze jako junior trafił do Odry Wodzisław, której pierwszy zespół grał w ekstraklasie. Kilka miesięcy przed 20. urodzinami - 12 listopada 2000 roku zadebiutował w niej w meczu z Amicą Wronki, a później jego kariera nabrała rozpędu.

Grając jeszcze w Odrze osiągnął taką formę, że otrzymał powołanie do reprezentacji młodzieżowej która walczyła o udział w Igrzyskach Olimpijskich w Atenach. Stał się ważną postacią tego zespołu, co zaowocowało zainteresowaniem ze strony najlepszych polskich klubów oraz prestiżowym wyborem na „Odkrycie Roku” przez tygodnik „Piłka Nożna”. Zdecydował się na transfer do Groclinu Grodzisk Wielkopolski, a niedługo po tym kroku – 21 lutego 2004 roku zagrał w swoim jedynym meczu reprezentacji Polski przeciwko Wyspom Owczym. Polska wygrała 6:0, popularny „Mały” zagrał całą drugą połowę. Selekcjonerem kadry był wówczas Paweł Janas. Od tamtej pory jego kariera miała wzloty i upadki, zwiedził kilka klubów, by na obecną chwilę osiąść w Płocku. O tym jak to wyglądało z jego strony opowiada sam zawodnik.

Jak wyglądały Twoje początki przygody z piłką nożną, czy miałeś jakieś tradycje piłkarskie w rodzinie?
W rodzinie nie było wielkich tradycji piłkarskich, ojciec grał amatorsko w piłkę w Szydłowicach, a starszy brat próbował tak jak ja później -  u trenera Jerzego Wrębiaka, ale szybko z tego zrezygnował. Ja od małego latałem za piłką i kiedy rodzice kupili mieszkanie w Brzegu, zapisali mnie na treningi Stali Brzeg do trenera Jacka Mazurkiewicza. Miałem wtedy 10 lat. Jestem więc wychowankiem Stali, a nie BTP, jak niektórzy piszą.

Czy już wtedy wiedziałeś, że piłka nożna będzie tym, czy się zajmiesz jako dorosły?
Na początku to zawsze jest tylko zabawa, o przyszłości z piłką zacząłem myśleć później, jak trafiłem do juniorów prowadzonych przez trenera Wrębiaka i zacząłem grać w Lidze Międzywojewódzkiej juniorów, w której rywalizowaliśmy z takimi zespołami jak Górnik Zabrze, GKS Katowice, czy Ruch Chorzów. Wówczas zacząłem marzyć o tym, by kiedyś zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Wtedy to jednak była dla mnie absolutna abstrakcja.

W tych początkowych latach trener Jacek Mazurkiewicz odegrał w Twojej karierze ważną rolę?
Tak, bo nie tylko był moim pierwszym trenerem, ale również przyczynił się do tego że trafiłem z Brzegu do większej piłki. Trener Mazurkiewicz objął nasz zespół juniorów w ostatniej rundzie przed spadkiem z Ligi Międzywojewódzkiej. Przed końcem sezonu poinformował mnie, że jest szansa na moje przejście do Odry Wodzisław bo wpadłem w oko ludziom z tego klubu. Radził mi, żebym tam wyjechał, bo będę miał możliwość rozwijania się pod okiem lepszych trenerów. On sam kontaktował się z trenerem Ryszardem Wieczorkiem, później już ja się z nim kontaktowałem i tak się potoczyło, że zostałem piłkarzem Odry Wodzisław, która była świeżo upieczonym mistrzem Polski juniorów, a seniorzy występowali w I lidze. To trener Mazurkiewicz mówił mi, że mam papiery na grę w ekstraklasie i w dużej mierze pomógł mi to osiągnąć. Był też temat przejścia do innych klubów tego szczebla, bo o ile dobrze pamiętam miał kontakt ze Śląskiem Wrocław i Zagłębiem Lubin, które również się mną interesowały. Generalnie bardzo dobrze go wspominam, w pamięci z pierwszych treningów zapadło mi, że na jego zajęciach było dużo treningów z piłkami i to była fajna sprawa dla takich chłopaków jak my.

Zanim trafiłeś do Odry Wodzisław, z powodzeniem występowałeś w Brzegu w Lidze Międzywojewódzkiej, gdzie BTP spisywało się bardzo dobrze i to było ważne wydarzenie dla brzeskiej piłki.
Trafiając do zespołu trenera Wrębiaka byłem młodszy od wielu zawodników nawet o trzy lata, bo najstarsi byli z rocznika 1978. Na początku czułem się dziwnie w towarzystwie starszych chłopaków, takich jak Marek Bratkowski, Marcin Banasiuk, czy świętej pamięci Artur Krat. Ciężko mi było się w tym znaleźć, a trener Wrębiak był bardzo wymagający, ale dzięki temu mieliśmy świetne wyniki. On od początku dawał mi szanse. Pamiętam, że o miejsce na lewej stronie boiska rywalizowałem z Tomkiem Drobniakiem i w jednym z meczów trener powiedział mi, że mam 20 minut żeby cos pokazać. To na mnie dobrze podziałało, zagrałem dobrze i zostałem na boisku. Sama gra w tej lidze była dla nas dużym wydarzeniem, graliśmy z silnymi rywalami i w jednym z sezonów zajęliśmy wysokie szóste miejsce. W pamięci zapadł mi szczególnie jeden mecz, który graliśmy w Chorzowie z Ruchem, który był wtedy liderem. Artur Krat strzelił wtedy gola na 1:0 i do końca murowaliśmy bramkę, żeby ten wynik utrzymać. Ja sam wybijałem piłkę z linii trzy razy. Ten mecz utkwił nam w pamięci, bo wtedy gazety zaczęły pisać o Brzegu, pokonaliśmy lidera i wskoczyliśmy wtedy na trzecie miejsce w tabeli. To było dla nas coś wyjątkowego.

Czy wśród Waszych przeciwników byli gracze, z którymi później spotkałeś się na boiskach ekstraklasy?
Nie było ich wielu. Na pewno zapamiętałem Mariusza Muszalika z GKS Katowice, z którym później grałem w Wodzisławiu. W Odrze spotkałem też Darka Kłusa, który w tym samym klubie grał też w juniorach. W czasach juniorskich dużo mówiło się o chłopakach z Gwarka Zabrze, w lidze niemal wszystko wygrywali i to wysoko, ale z tych roczników, przeciwko którym ja grałem nikt nie zrobił kariery.

Z BTP tylko Tobie udało się przejść do klubu z wysokiej półki, ale byli też inni utalentowani zawodnicy, którzy mogli pójść wyżej?
Z tego co pamiętam, to kilku innych chłopaków było blisko przejścia do dobrych klubów. GKS Katowice interesował się badajże Markiem Bratkowskim i Grzesiem Wierzbą, a zdaje się, że też Artur Krat miał taką możliwość. Wtedy tylko ja wykorzystałem swoją szansę, ale nie ukrywam, że na początku bardzo się tego bałem. Wyjeżdżałem do obcego miasta, będąc w klasie maturalnej i pierwszy rok był bardzo ciężki, ale później było znacznie lepiej.

Czy uważasz, że z takiego miasta jak Brzeg trudno jest wybić się do dużej piłki?
Teraz na pewno naszym juniorom jest trudniej pokazać się dobrym klubom. My graliśmy w Lidze Międzywojewódzkiej i nas mogli oglądać trenerzy z klubów, które swoje pierwsze zespoły miały w I bądź II lidze. Poza tym z Brzegu o tyle trudno jest się wybić, bo mamy tu tylko IV ligę, a mało kto dociera na ten szczebel, żeby oglądać kandydatów do transferów do najlepszych klubów. Na samej Opolszczyźnie brakuje ponadto dużej piłki, w takiej sytuacji trudno jest się pokazać. Mam jednak nadzieję, że nowy stadion pociągnie za sobą wynik sportowy i o Brzegu będzie głośniej.

Czy po przejściu do Odry długo czekałeś na debiut w ekstraklasie?
Czekałem około roku. Trener Jerzy Wyrobek obiecał mi, że w którymś z meczów da mi szanse debiutu i pod koniec sezonu, kiedy w tabeli wszystko już było jasne dotrzymał słowa i wystawił mnie do pierwszego składu w meczu z Amicą Wronki. Miałem wtedy 19 lat i pierwszy występ trochę mnie przerósł, zżarły mnie nerwy i po przerwie juz nie zagrałem. Tamto spotkanie przegraliśmy 0:4.

Czy już wtedy zaczął się Twój marsz w górę w hierarchii zespołu Odry?
Jeszcze nie, bo po debiucie miałem pewien przestój. To znów trwało około roku. Trener Wieczorek wprawdzie dawał mi szanse, ale bardzo sporadycznie. Grałem kilka razy w lidze, czy Pucharze Polski, ale częściej siedziałem na ławce nie dostając szansy gry. Przełom nastąpił w 2002 roku po rozmowie z trenerem Wieczorkiem, który powiedział mi że albo się obudzę, albo zostanę wypożyczony do grającego w III lidze Zagłębia Sosnowiec. Ostatecznie zostałem w Odrze i to mi dało mocnego „kopa”, trener zaczął na mnie stawiać i moja kariera nabrała rozpędu.

Zaczęło być o Tobie coraz głośniej nie tylko w Brzegu i Wodzisławiu, ale w całej Polsce.
Miałem wtedy „rok konia”, może nie strzelałem dużo bramek, bo moje maksimum to trzy czy cztery trafienia na rundę, ale wiele razy dogrywałem kolegom piłkę, którą oni umieszczali w bramce. Wykonywałem ponadto większość stałych fragmentów gry. Z tego cieszyłem się bardziej niż z bramek. Sezon 2002/03 i kolejna runda jesienna były dla mnie bardzo dobre, później trafiłem do Grodziska Wielkopolskiego.
 
Marcin Nowacki grał w czterech klubach ekstraklasy (Odra Wodzisław - lewe górne zdjęcie, Groclin Grodzisk Wlkp. - prawe górne, Korona Kielce - lewe dolne, Ruch Chorzów - prawe dolne), a teraz występuje w II-ligowej Wiśle Płock - w środku (fot. kolaż zdjęć z prywatnego archiwum)


Na zakończenie gry w Odrze zostałeś Odkryciem Roku według Piłki Nożnej, po kilku latach wróciłeś do tego klubu i historia pokazała, że w nim właśnie osiągałeś najwyższą formę.
Bardzo się zżyłem z tym miastem i w tym klubie spędziłem najwięcej czasu, ten klimat mi służył najlepiej. W Groclinie, czy w Koronie już nie było tak dobrze, ale też nie było najgorzej.

Dlaczego w Grodzisku i Koronie nie zdobyłeś takiej pozycji, jaką miałeś w Odrze?
Po przejściu do Grodziska poczułem się jakbym dostał obuchem w łeb, tam była nieporównywalna rywalizacja, bo było nas pięciu równorzędnych zawodników na pozycję. Było kilku reprezentantów Polski, więc bardzo ciężko było się przebić. Trener Dusan Radolsky szukał mi pozycji w innych miejscach - na lewej i prawej pomocy, ale tam też miałem mocnych konkurentów, bo na jednej stronie byli Marcin Radzewicz i Tomek Moskała, a na drugiej Piotrek Piechniak. Później zostałem wypożyczony do Kielc i pierwsze pół roku miałem tam naprawdę dobre. Później jednak trener Wieczorek, nie wiadomo dlaczego mnie odsunął i grałem coraz mniej. Wróciłem więc do Groclinu i tu znów przez pół roku, tym razem u trenera Wernera Liczki, grałem i myślałem już że zła karta się ode mnie odwróciła, ale później znów zostałem odpuszczony przez klub i do dziś nie wiem dlaczego. Wróciłem do Wodzisławia, gdzie znów odżyłem, strzeliłem siedem, czy osiem bramek w ciągu roku i to był jeden z moich lepszych okresów w karierze.

Po dobrym roku w Odrze był kolejny transfer. Przeszedłeś do Ruchu Chorzów i tu znów miałeś świetny początek.
Dokładnie tak było i nie wiem, dlaczego tak jest, że zawsze miałem bardzo dobre wejście, a później szło pod górkę. W Ruchu znów trafiłem na trenera Radolskiego, ale tym razem nasza współpraca układała się znacznie lepiej niż wcześniej. Ciężko pracowałem, grałem, ale po pewnym czasie klub postanowił ze mnie zrezygnować. Sam też chciałem odejść, bo klub miał problemy i nie wyglądało to najlepiej. Z Ruchu trafiłem do Wisły Płock, która grała wtedy w I lidze.

Nie uważasz, że ten transfer był krokiem wstecz w Twojej karierze?
Uważam, że nie. Kiedy tam trafiłem, mieliśmy skład personalny na miarę ekstraklasy. Naszym celem było wtedy utrzymanie się w I lidze i w kolejnym sezonie walka o awans do ekstraklasy. Gdybyśmy wtedy nie spadli, to niewykluczone że tak by było.

Twoja kariera to nie tylko wiele występów ligowych, ale również reprezentacja Polski. Jak się czułeś, kiedy otrzymałeś powołanie?
To było wielkie zaskoczenie. Siedziałem na studiach w Katowicach, zadzwonił do mnie jakiś dziennikarz i powiedział że jestem powołany przez Pawła Janasa na zgrupowanie kadry. Nie mogłem w to uwierzyć, jak przyjechałem do domu zobaczyłem w wiadomościach, że rzeczywiście moje nazwisko tam jest. Bardzo się cieszyłem, bo był wielki honor i ogromne wyróżnienie. Wtedy o powołanie do reprezentacji było bardzo ciężko, a teraz to wygląda nieco inaczej. Jak to mówi mój obecny trener Jarosław Araszkiewicz – wystarczy kopnąć dwa razy prosto piłkę i już dostaje się powołanie.

Twoja przygoda z pierwszą reprezentacją skończyła się na jednym meczu.
Tak, zagrałem 45 minut w drugiej połowie meczu z Wyspami Owczymi. Czułem pewien niedosyt, bo wszedłem na pozycję, na której normalnie nie grałem. Trener wystawił mnie na prawej pomocy i na tej stronie grałem z Tomkiem Kłosem. To nie był rywal z najwyższej półki, ja zagrałem wtedy normalnie, nie wyróżniłem się specjalnie, ale źle też się nie zaprezentowałem. Szkoda, że na tym jednym powołaniu się skończyło, ale niemniej jednak cieszę się, że taka szansa mi się nadarzyła, bo gra w reprezentacji to szczyt marzeń. Więcej powołań nie dostałem, bo w tym czasie akurat przeszedłem do Groclinu, w którym w tym czasie mało grałem.

Jakie są Twoje wspomnienia ze zgrupowania pierwszej reprezentacji?
Wtedy w kadrze były same tuzy polskiej piłki nożnej, zawodnicy których przez wiele lat mogłem podziwiać jedynie w telewizji, a tu nagle spotkałem się na jednym zgrupowaniu z Tomkiem Hajto, Jackiem Krzynówkiem, Jerzym Dudkiem, czy Jackiem Bąkiem. Jak spotkaliśmy się na lotnisku w Niemczech, skąd lecieliśmy na mecz do Hiszpanii, cieszyłem się że mogę podać rękę takim piłkarzom.

Jak zostałeś przyjęty przez starszyznę reprezentacji?
Było dużo żartów, szczególnie z mojego wzrostu. Pamiętam, jak na jednej z odpraw Jerzy Dudek przyniósł mi krzesło barowe, żebym lepiej widział. Ogólnie atmosfera była bardzo dobra.

Zanim zagrałeś swój jedyny mecz w pierwszej reprezentacji, to świetnie ci szło w młodzieżówce, jak wspominasz tamten czas?
Mój pierwszy kontakt z tą kadrą miał miejsce w 2000 roku, kiedy zaczęła się selekcja dla rocznika 1981. Pojechałem na 10-dniowy obóz do Wisły, zagraliśmy wtedy trzy sparingi, strzeliłem nawet dwie bramki, ale potem już nie dostawałem szansy aż do sezonu, w którym złapałem świetną formę. Wtedy zacząłem ligę z „wysokiego c”, a trener Edward Klejdinst powołał mnie bodajże dopiero na czwarty mecz eliminacyjny. Nawet w prasie pojawiały się pytania, dlaczego nie dostaję powołania, aż to w końcu do mnie dotarło. Byłem „czarnym koniem” zespołu i to nawet trener mi powiedział, że więcej daję zespołowi jak wchodzę w drugiej połowie, niż gdybym miał grać od początku. I większość meczów w kadrze młodzieżowej grałem tylko w drugiej połowie, całe spotkania zagrałem tylko chyba z Węgrami i Belgią.
 
Młodzieżowa reprezentacja Polski z Marcinem Nowackim (pierwszy z lewej na dole). Ze znanych obecnie polskich graczy na zdjęciu Michał Stasiak (teraz Zagłębie Lubin - nr 4), Mariusz Pawełek (Konyaspor - Turcja - nr 1), Michał Goliński (Cracovia - nr 11), Patryk Rachwał (Polonia Warszawa - nr 6), Bartosz Ślusarski (Lech Poznań - nr 17). (fot. archiwum prywatne).


Z tamtej kadry duża część zawodników trafiła do dorosłej reprezentacji na dłużej.
Było kilku chłopaków, którzy z tej drużyny wybili się wysoko, jak choćby Ebi Smolarek, czy Tomek Kuszczak. Oni jednak grali w lepszych klubach i przede wszystkim w nich grali, a nie tylko byli, więc dla nich kariera stała otworem.

Grałeś w ekstraklasie, grałeś w reprezentacji, w Twojej karierze brakuje jeszcze występów w europejskich pucharach, które dziwnie Cię omijały.
Tak się złożyło, że jak wywalczyliśmy Puchar Polski z Groclinem, to odszedłem z tego klubu, a później jak Ruch uzyskał prawo gry w europejskich pucharach, to mnie w tym klubie również już nie było. Dwa razy okazja przeszła mi koło nosa. Dane mi było jedynie zagrać w Pucharze Intertoto z Odrą Wodzisław, z którą zagrałem dwa mecze z irlandzkim Shamrock Rovers. Fajne przeżycie, pamiętam jak jechaliśmy na mecz autobusem przez jakiś duże irlandzkie miasto i eskortowała nas tamtejsza policja. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim.

Co, poza grą w reprezentacjach, było Twoimi największymi sukcesami?
Puchar Polski z Groclinem i finał Pucharu Polski z Ruchem. Ten drugi nieszczęśliwie przegrany z Lechem Poznań, bo graliśmy dobrze, ale trofeum trafiło do rywali. Jeśli zaś chodzi o ligę to największym osiągnięciem było wicemistrzostwo Polski z Groclinem.

Przez lata gry w ekstraklasie pracowałeś u wielu trenerów i grałeś u boku wielu znakomitych piłkarzy, od kogo najwięcej się nauczyłeś?
Na pewno bez dwóch zdań bardzo wiele mi dał trener Wieczorek, szczególnie jeśli chodzi o przygotowanie, fizjologię oraz taktykę. U tego trenera zaczynałem i uczyłem się podstaw na tym najwyższym szczeblu. Ale też od każdego innego trenera uczyłem się po trochę wszystkiego. Szanuję trenera Zielińskiego, Kurasa, Białka, każdy z nich miał bardzo dobry warsztat. Jeżeli trener ma dużo treningów z piłkami, treningi taktyczne, techniczny i strzelecki, to uważam że to jest bardzo dobry trener. Dużo też nauczyłem się od trenera Radolskiego jeżeli chodzi o podejście do zajęć. On wymagał od nas profesjonalizmu i musieliśmy się do tego dostosować. Trochę tych trenerów w życiu miałem i od każdego coś się nauczyłem. Jeśli zaś chodzi o piłkarzy to na pewno Piotrek Świerczewski za charakter i ambicję. Nie ważne, czy to był trening czy mecz, on dawał z siebie wszystko, wszystkie zajęcia traktował poważnie. Pamiętam jak kiedyś na treningu Groclinu trafiłem na niego w gierce jeden na jeden i jak go minąłem nadepnął mi na kostkę, nie odpuszczał żadnej piłki w każdej sytuacji. Tu, podobnie jak z trenerami, mógłbym wymienić wielu chłopaków, grałem z dużą grupą znakomitych piłkarzy, ale najbardziej zapadło mi w pamięci to co prezentował sobą Piotrek.

Czy masz mecz, który uważasz za swój najlepszy w dotychczasowej karierze?
To był jeden z tych meczów, kiedy w mojej karierze nastąpił przełom. Trener Wieczorek wtedy na mnie postawił, graliśmy z Widzewem Łódź i Odra wygrała 5:1. Ja w tym meczu strzeliłem dwie bramki i miałem dwie asysty. Pamiętam, ze tamto spotkanie odbywało się bodajże w marcu, na wielkim błocie, bo wtedy nie było jeszcze tak dobrych płyt, jakie mamy teraz w Polsce. To był pierwszy z takich ważnych dla mnie meczów, których później już było więcej. Grając jeszcze w Odrze strzeliłem dwie bramki Lechowi Poznań, później już w Groclinie zagrałem dobry mecz z Wisłą Płock. Trener wtedy zmienił mnie w 70. minucie, a prezes Drzymała powiedział mu, że zmienił najlepszego zawodnika na boisku.

A pamiętasz najważniejszą i najładniejszą bramkę?
Do najważniejszych mogę zaliczyć bramkę w barwach Ruchu w meczu z Lechem Poznań, który wygraliśmy 2:0. Na pewno też gola w Derbach Śląska, bo ten mecz był wielkim wydarzeniem. Nie dość że to była „Święta Wojna” Ruchu z Górnikiem Zabrze, to jeszcze graliśmy na Stadionie Śląskim. Jeśli chodzi o najładniejsze bramki, to tu muszę zaliczyć gola w Pucharze Polski z Widzewem Łódź. Trafiłem wtedy z około 25 metrów w samo okienko bramki i ten gol dał nam zwycięstwo 1:0. To bramki zdobyte, kiedy grałem w ekstraklasie, a bardzo ważną bramkę strzeliłem dla Wisły Płock, kiedy graliśmy w I lidze z Motorem Lublin. To była 93. minuta meczu, dobijałem piłkę na dwa razy i ta wreszcie wpadła i wygraliśmy 4:3. Po tym meczu była euforia w zespole, bo ze Stalowej Woli i Lublina wywieźliśmy po trzy punkty i byliśmy blisko utrzymania się w I lidze. Ostatecznie jednak się nie udało.

Od wyjazdu z Brzegu przewinąłeś się przez kilka klubów, ale w tym czasie miałeś też propozycje z innych. Kiedy przechodziłeś do Groclinu mówiło się o krakowskiej Wiśle.
Wtedy dużo o tym pisały gazety, ale w tej sprawie nikt ze mną się nie kontaktował. Na pewno, oprócz oferty z Groclinu, najkonkretniejsza propozycja padła z Legii Warszawa i w tym kierunku pewne rozmowy były już czynione, ale ostatecznie podpisałem kontrakt z Groclinem. Jeśli chodzi o późniejsze propozycje, to pół roku temu byłem już jedną nogą w ŁKS Łódź, kontrakt był już właściwie na stole, ale nowy prezes ŁKS się nie zgodził. Więcej ofert nie pamiętam.

Twoim marzeniem była gra za granicą i rok temu byłeś bardzo blisko zrealizowania tego planu.
Tak, rok temu wyjechałem do Grecji, gdzie miałem grać w III-ligowym AO Trikala i ten wyjazd był załatwiony przez człowieka który ma tam bardzo dobre znajomości. Wiedziałem jednak, że może być problem, żeby to sie dobrze skończyło. Poleciałem tam w okresie świątecznym w Polsce, a oni w tym czasie byli w pełni sezonu. Prosto z samolotu, po całodniowej podróży, trafiłem na bieżnię na testy wydolnościowe. Były też testy gibkościowe i nie wyszły one za dobrze. Jechałem tam podpisać kontakt, bo już wszystko było uzgodnione, ale na drugi dzień dowiedziałem się, że ze mnie zrezygnowali i trafiłem jeszcze na testy do II-ligowego AO Ethnikos Asteras. Tam się spodobałem, ale okazało się, że szukają zawodnika na inną pozycję. Wyjazd do Grecji się nie udał, więc wróciłem do Polski, gdzie pojawiła się oferta z I-ligowej Wisły Płock. Postanowiłem z niej skorzystać, bo wiedziałem że jak zostanę w Ruchu to będę przesunięty do Młodej Ekstraklasy, a na to nie mogłem się zgodzić, nie chciałem marnować rundy. Nie żałuję tego kroku, bo mimo że spadliśmy, to piłkarsko zdołałem się odbudować.

Czy patrząc wstecz jesteś zadowolony ze swoje kariery?
Oczywiście, że tak. Jakbym wtedy, w wieku 18 lat, nie wyruszył w świat, to teraz nie miałbym tego co mam. Mam dom, szczęśliwą rodzinę. Jest też kariera, którą mogę się pochwalić. Dziesięć lat grałem w ekstraklasie, zagrałem w reprezentacji Polski i mam nadzieję, że do ekstraklasy jeszcze wrócę.

Przed Tobą jeszcze kilka dobrych lat grania w piłkę.
Chciałbym grać jak najdłużej i to najlepiej w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wiem, jak ta II liga w naszym kraju wygląda i wiem, że poradziłbym jeszcze sobie na wyższym szczeblu.

Czy myślisz, że możesz wrócić do ekstraklasy jeszcze jako zawodnik Wisły Płock?
Na pewno ambicje klubu są bardzo wysokie. Z tego co wiem, to plan jest taki, żeby w tym sezonie awansować do I ligi i później od razu pójść za ciosem i walczyć o ekstraklasę. Chciałbym wrócić do ekstraklasy z Wisłą, a jak nie, to może z innym klubem. Gdybym pół roku temu przeszedł do ŁKS, to teraz byłbym tego bardzo blisko, ale może ten temat jeszcze powróci.

A jak widzisz swoją przyszłość po zakończeniu kariery?
Na pewno chciałbym grać jak najdłużej, ale już myślę o tym co będzie później i mam nadzieję, że to będzie związane z piłką. W tej chwili jestem w trakcie kursu na trenera II klasy w Warszawie. W marcu będę miał egzaminy i już w lipcu będę chciał się zapisać na I klasę trenerską w szkole trenerów przy PZPN w Warszawie. Moim marzeniem jest związać swoją przyszłość z Brzegiem, tu chciałbym zakończyć swoją piłkarską karierę jako zawodnik Stali i w tym klubie chciałbym później pracować, móc podzielić się swoją wiedzą, wykształceniem i doświadczeniem, jakie nabyłem przez lata gry w świetnie zorganizowanych polskich klubach. To jest moje miasto, stąd wypłynąłem na szeroką wodę i tu chciałbym żyć i pracować.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Ryszard Dzwonek


MARCIN NOWACKI
ur. 12.03.1981.
Przebieg kariery: Stal (BTP) Brzeg, Odra Wodzisław, Groclin Grodzisk Wielkopolski, Korona Kielce, Groclin Grodzisk Wielkopolski, Odra Wodzisław, Ruch Chorzów, Wisła Płock.
Zdobywca Pucharu Polski z Groclinem w 2005 roku.
Odkrycie Roku 2003 wg „Piłki Nożnej”.
W ekstraklasie: 157 meczów i 14 bramek.
W reprezentacji A: 1 mecz
W reprezentacji B: 1 mecz

1 komentarz:

  1. super wywiad, latka lecą a mały wciąż ambitny i tak trzymać!

    OdpowiedzUsuń